30 czerwca 2022 r. w Lipskim Centrum Kultury odbyło się niecodzienne wydarzenie artystyczne- KOCIOWISKO! Było wszystko to, co koty lubią najbardziej! Wernisaż wystawy, muzyczna prezentacja multimedialna, poezja i proza, piosenka oraz coś dla miłośników teatru, a nawet kocie kulinaria! W tym wyjątkowym wydarzeniu uczestniczyli goście z całej Polski – nie tylko artyści, ale również osoby kochające sztukę i koty. Na wernisażu mogliśmy podziwiać prace plastyczne: rzeźbę, malarstwo, grafikę i fotografię artystów z Polski i ze świata. Było uroczyście, artystycznie i wesoło! Dziękujemy wszystkim przybyłym gościom!
Wystawę prac można oglądać w Lipskim Centrum Kultury jeszcze przez najbliższy miesiąc. Serdecznie zapraszamy!
Kazimiera Stasiak
Kto ma kota?
„Ala ma kota”- to podwójnie fałszywe zdanie, rzekomo pochodzące z Elementarza. Po pierwsze nie napisał go Marian Falski; po wtóre: nie tylko Ala, ale i żadna inna osoba kota nie jest w stanie „mieć”. Może go co najwyżej dzierżawić, posiadać przelotnie. Upewniłam się o tym z własnego doświadczenia. Moja młodziutka przyjaciółka z sąsiedztwa przybiegła kiedyś z rzewnym płaczem. Ilonka znalazła bezdomnego kotka i chciała go przyhołubić. Niestety, jej rodzice się na to nie zgodzili. Zwróciła się więc do mnie, bym go przechowała oraz dzierżawiła, dopóki jej rodzice się nie przekonają. Kotkowi nadała zdumiewające imię „Konkordat”. Zawiesiła mu na szyi zielone serduszko, na którym zamieściła napis: „Kto przyjmie do siebie Konkordata, ten na zawsze będzie szczęśliwy”. Nie mogę wam zdradzać intymnych szczegółów mojej biografii, uwierzcie jednak, że ta wróżba się spełniła. Recepta na szczęście jest przecież bardzo prosta i niezawodna. Wystarczy po prostu głęboko uwierzyć w to, iż wszystko co złe, musi wyjść na dobre. Kwestia jedynie w tym, że gdy się szuka owego w y j ś c i a, trzeba mieć
u t a l e n t o w a n e o c z y. Szeroko otwarte, patrzące przed siebie daleko w przyszłość i oglądające się na boki. Bynajmniej nie zmrużone.
Lekcja, której nam udzielają Koty brzmi jak następuje: kot który uwielbia głaskanie, sam pozostaje nigdy nieugłaskany. Chodzi własnymi, niedocieczonymi tropami. Wielbi kocią wolność, gardzi psią wiernością. Stąd powiedzenie: „Żyją ze sobą jak pies z kotem”. Miłośnicy kotów muszą się zadowolić ich mruczeniem. Od czasu do czasu koty składają swoim domownikiem dwuznaczne dary w postaci złowionych myszy lub ptaków. Dowodzi to ich przewrotności. Podobnie jak osławiona gra kota z myszą. Nawe tak sławni ludzie, jak Leszek Kołakowski, Czesław Miłosz czy Wisława Szymborska nie umieli dociec, czy jest to okrucieństwem? Mimo to nadal kochamy koty. Czyżby ludzie również mieli w sobie ów gen, który im dyktuje igraszki nie tylko kota z myszą, ale również igraszki z diabłem?
Potoczne wyrażenie, że „ktoś ma kota”, czyli jest wariatem, oddaje fakt, iż ta osoba jest nieprzewidywalna. Ludzie dzielą się na dwa obozy: jedni wolą stałość, inni – zmienność. Pierwsi chcą świata monotonnego, nawet gdy jest banalny, drudzy fascynują się niespodziankami, nawet gdy są niebezpieczne. Nie ma sensu głosowanie, kto jest po stronie Psiej Wierności, a kto- Kociej Zdradliwości. Wdzięk i urok Kota uwodzi niektórych mimo jego niestabilności.
*
Joanna Guze, znakomita tłumaczka francuskiej literatury, lubiła buszować po słownikach mitów. W jednym z nich natrafiła na termin GLEIPNIR.
„ – Wiesz co to jest? Jest to łańcuch, którym skuto skandynawskiego wilka (potwora), a łańcuch ten, wielkiej lekkości, zrobiony jest z hałasu, jaki czyni stąpanie kota, z korzeni gór, z mięśni niedźwiedzia, z oddechu ryby, kobiecych bród i śliny ptaków, gdy pęknie i uwolni wilka, będzie koniec świata.
Co do kota, to kot Mallarmego rozmawiał kiedyś z innym kotem, który zapytał Ramingrobisa (kota Mallarmego) co robi: udaję że jestem kotem pana Mallame – ale to wiem, choć Ramingrobis występuje jako hasło u Kopalińskiego, ale bez historyjki to jest do luftu”
I jak tu nie dostać kota?!
cyt za: Krzysztof Umiński. Trzy tłumaczki, Wydawnictwo Marginesy , Warszawa 2022, ( Joanna Guze, s. 71- 72 )
Jadwiga Mizińska
Póki ci… miau
Póki ci łapa stąpała po dachu,
póty żeś wolność miau.
Póki ci pazur wysuwał się zaczepnie,
póty żeś charakter miau.
Póki ci grzbiet wyginał się w pałąk,
póty żeś kondycję miau.
Póki ci kieł ostrzył się na ptaki,
póty żeś dziką naturę miau.
Póki ci oko świeciło się w ciemności,
póty żeś ciekawe życie miau.
Ktoś cię nagle zawołał,
wiec zostawiłeś, co żeś od wieków miau,
bo póki ci miska z żarciem pod nosem pełna stała,
póty żeś tylko… miau, miau i miau
Kamil Kozieł
Kocia królewna
dla której co rano doi się kury
(patrz: słowa Józefa Piłsudskiego)
Nastała ona u nas w roku 2005.i to nastała w dziwny sposób. A jak to się stało-opowiem…
Któregoś wieczora, wracając z pracy zobaczyłam na naszym progu białą paczkę. Taka paczka w Izraelu czasem eksploduje, bo „nieznane są drogi… palestyńskich bojowników”.
Jednak, zamiast zatelefonować na policję, wzięłam ostrożnie paczkę i wniosłam do domu. Był to biały koszyczek, przykryty białym ręczniczkiem i obwiązany białą wstążeczką. Ostrożnie podniosłam ręczniczek i zobaczyłam w kąciku koszyka skulone maleńkie, szaro niebieskie kocię. A obok najdroższa w Izraelu – słodka śmietanka z kibucu Jodfata (na pustyni, koło Ejlatu) i strzykawka, którą, jak zrozumieliśmy, należy to kociątko, co ledwo otworzyło oczy, karmić. Jako doświadczeni kociarze, szybko przygotowaliśmy piaseczek. A kocia królewna (piękności) wolnym kroczkiem wyszła z pochylonego koszyka i jak po sznurku pomaszerowała na piaseczek. Zrobiła, co zrobiła, pogrzebała, przeciągnęła się i zaczęła oglądanie włości.
A w tym czasie zaczęliśmy naradę, co robić. Po śmierci naszej ukochanej, dwudziestoletniej Neski postanowiliśmy nie brać już kotów.
I to z dwóch powodów. Po pierwsze rozstanie z Neską było bardzo bolesne. A po drugie, jak zdecydował mój mąż – Bronek, jesteśmy za starzy. Co będzie, jak kota osierocimy?
Więc od kiedy wniosłam tę kocią miss – nie odważyłam się prosić, aby ją zostawić.
Ale Bronek zmienił swoją decyzję (dla żony by nie zmienił!) i postanowił, że nie możemy nie przyjąć kici, bo skażemy ją na śmierć.
W międzyczasie kicia zakończyła wizję lokalną i podeszła do mnie. Więc napełniłam znalezioną strzykawkę śmietanką i spróbowałam jej wlać do pyszczka.
Ze wstrętem odeszła. Więc znalazłam jakieś pudełeczko kocich konserw po Nesce i podałam na talerzyku. Zaaprobowała i trochę zjadła.
I wtedy zrobiła coś szalenie mądrego i kobiecego: wdrapała się Bronkowi na kolana. Bronek „roztopił się” i pokochał to małe coś – miłością od pierwszego wejrzenia.
Było wiadome, że nie trzeba prosić. Kicia zostaje z nami.
Więc zaczął się nowy problem. Bronek wybrał imię Frytka (ze znanej rodziny Frykowskich). Ale ja się absolutnie nie zgadzałam. Było sto różnych imion. Bo przecież nadanie imienia oznacza wzięcie na własność i odpowiedzialność. Patrz Genesis, II.
Ale poszliśmy wszyscy spać bez zasadniczej decyzji.
Nazajutrz zaprosiliśmy zaprzyjaźnionego weterynarza- dr. Szarona. Przyszedł, zobaczył i zanim jeszcze zbadał kociaka – ucałował jej
śliczną łepetynkę i zapytał: „A jak ona się nazywa?”
Uczciwie przyznałam, że jeszcze się nie nazywa.
„Ale jak ja wołacie?” – zapytał.
„Kici, kici” – odpowiedziałam.
Więc nasz „wet” wpisał w jej metryczce: Kićka Ledowska.
I tak zostało. Kicia żyła z nami, a od dziesięciu lat tylko ze mną tylko. Ma silny charakter i wie dokładnie czego chce. Wybredna ponad ludzkie pojęcie .Wypróbowałam najróżniejsze kocie ,ekskluzywne i „proletariackie” konserwy.
Ostatnio stanęło na tym, że Kićka – bądź co bądź, pani w podeszłym wieku, zgadza się pić wodę z kurzych konserw. Więc co rano, między godziną szóstą a ósmą DOJĘ KURY, o znaczy wyciskam sok z filetów kurzych ugotowanych w niesolonej wodzie. A koteczka wypija to mrucząc w głos.
Nie ma na świecie drugiego takiego stworzenia, które by było tak szczęśliwe z powodu „korony”, jak nasza Kicka. Jestem cały czas w domu, mało wychodzę i nie wyjeżdżam.
A moja królewna, choć nie czytała „Roku 1984” Orvella, zarządziła GODZINY MIŁOŚCI.
A to oznacza, że nawet kiedy jestem ogromnie zajęta, a ona zamiauczy cicho, to ja mam usiąść na turkusowym fotelu (nie wchodzi w rachubę inny!) i głaskać Kicię szepcząc jej słodkie słówka.
Ech, nawet jak byłam po uszy zakochana, żaden mężczyzna nie usłyszał ode mnie tak poetyckich tekstów…
Mira Ledowska
KOT
Kiedy przed wiekami nasz pra pra, praprzodek
Homo Sapiens nazwany przez ludzki narodek
Opuszczał swe jasinie, swoje skalne łoże
Towarzyszył mu kotek – milutkie stworzenie
Ileż on miał przezywań – część tylko wymienię
To kiciuś, kiciunia, sierściaczek milutki
To kocię, kociątko, kocina i kociak
To mruczek, mruczusio, kotulek,
kuweciarz, kocurek, kochany koteczek
To kotunio i kotuś, wąsacz i dachowiec,
myszołap, kocisko, kocur, kocurzysko
To syjamek i angor i inne odmiany
Każdy kiciuś choć inny, jednako kochany
Sławiony jest on w pieśniach, hymnach i piosenkach
Sławiony jest przez lata, przez zimy , wiosenki
O nim pisze poeta strofy najpiękniejsze
Kotu potrzeba niewiele:
Pogłaskać go tylko w niedzielę,
w poniedziałek, wtorek i w środę
leciutko podrapać go w brodę,
w czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić się trochę z kotem
i w niedzielę – znów niewiele.
I zauważysz potem (to zresztą przyjdzie z wiekiem),
że będąc bliżej z kotem, jesteś bardziej człowiekiem.
I choć te mruczki , mruczaki złośliwe czasami
To tak poważnie mówiąc między nami
Te stworki – niecnoty
Kochani po prostu – My kochajmy koty!!!
Władysław Bajkowski